top of page

 

CENIĘ 

SOBIE

POCZUCIE

WOLNOŚCI

 

 

 

 

 

Chce dochodzić do najgłębszych pokładów emocji, energii. W tych poszukiwaniach inspiracją dla niej jest Jerzy Grotowski. Aby zaspokoić głód doświadczeń, a także, by poczuć smak nieograniczonej wolności, marzy jej się podróż do Indii oraz własny motocykl. Rozmawiamy z Anną Iwasiutą, młodą aktorką elbląskiego teatru. Na stronie Aktualności wybieramy najpopularniejszego aktora Teatru im. Sewruka.Anna Iwasiuta uzyskała dyplom w studium wokalno-aktorskim im. Danuty Baduszkowej w Gdyni w ubiegłym roku. Jeszcze przed oficjalnym zakończeniem nauki otrzymała angaż w teatrze im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Widzowie mogą ją oglądać m.in. w „Calineczce”, „Kolacji dla głupca”, „Śnie nocy letniej”. Stworzyła znakomitą, mocną rolę w „Aż do bólu” Wiliama Mastrosimone w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego.

 

           Agata Janik: Co cenisz sobie w życiu najbardziej?

         

          Anna Iwasiuta: Przede wszystkim poczucie wewnętrznej wolności. Poza tym możliwość wykonywania ukochanego zawodu, życie w udanym związku, to, że moja rodzina mnie wspiera i że mam kilkoro przyjaciół, którzy są ze mną.

 

          Agata Janik: Jakie masz marzenia, niekoniecznie związane z teatrem?

 

          Mam dwa największe marzenia. Pierwsze to teatr, nieustannie dużo pracy, ciągły rozwój, współpraca z ludźmi, którzy tworzą wielkie rzeczy, nauka od nich rzemiosła teatralnego i siebie, bo rzetelna, uczciwa i organiczna praca na scenie pozwala jako jedna z niewielu „działalności zawodowych” nieustannie analizować siebie, rozwarstwiać, rozkładać na czynniki pierwsze. Chcę w moich poszukiwaniach teatralnych dochodzić do najgłębszych pokładów emocji, energii, tworzyć teatr organiczny. Twórcą, który swoją wizją i realizacją idei teatru najbardziej mnie inspiruje w poszukiwaniu mojej drogi teatralnej, jest Jerzy Grotowski, a także kontynuatorzy jego działalności i myśli - oczywiście w formie sobie właściwej - tacy jak m.in. Teatr Pieśń Kozła, Stowarzyszenie Teatralne Chorea. Chciałabym w ramach teatru dramatycznego, repertuarowego tworzyć teatr czerpiący właśnie z takiej formy, takiej energii. No i chciałabym śpiewać. Jazz, piosenkę aktorską, zahaczyć o klimaty bardziej etniczne. Drugim marzeniem jest nieustanne odnajdywanie się i realizowanie w związku z drugim, kochanym człowiekiem. Kiedyś myślałam, że teatr jest najważniejszy, a człowiek, z którym jestem, zawsze może być inny, w tym sensie, że nie ma ludzi niezastąpionych, gdyby nie akceptował mojego teatru, bo teatr traktowałam jako priorytet. Teraz wiem, że musi istnieć harmonia, 50 na 50, że jest ten mój Teatr i jest ten jeden najważniejszy Człowiek. Wtedy osiągam pełnię siebie. Poza tym jeszcze podróże, szczególnie Indie, o których od dawna marzę, i motocykl. Te dwa ostatnie marzenia to taka moja własna realizacja potrzeby wolności i głód doświadczeń, przeżyć.

 

        Agata Janik: Gdybyś nie była aktorką, to …?

     

        Nie przewiduję innych opcji (śmiech).

 

       Agata Janik: Co najbardziej „kręci” Cię w zawodzie aktora?

 

       To, że podczas pracy nad rolą człowiek odczuwa niesamowitą, specyficzną energię, ociera się w pewien sposób o coś pierwotnego, atawistycznego. Ludzie od wieków szukali odpowiedzi na pytania o rzeczy najważniejsze, o aksjomaty, o siebie. Praca aktora to oscylowanie pomiędzy poszukiwaniem gestu, jaki wykonuje tworzona przez nas postać, kiedy bierze do ręki szklankę z wodą, a pytaniem o istotę miłości i czy Bóg istnieje. Bez względu na to, czy spektakl oglądasz, czy w nim grasz, czasem boli, bo dotyka spraw głęboko ukrytych, zmusza do rozrachunku z samym sobą. Czasem przychodzi ktoś po spektaklu i mówi, że płakał i że dziękuje. To znaczy, że się udało, że ktoś coś dostał, z czymś ode mnie wyjdzie z teatru. Dla takich momentów warto wykonywać ten zawód.

 

       Agata Janik: Co lubisz robić w wolnym czasie? Jak odpoczywasz?

 

       Wolny czas, owszem, ale nie za dużo. Zdecydowanie bardziej potrzebuję ciągłej pracy, działania. Czasem jednak wolny czas jest niezbędny, żeby zwolnić, nabrać energii, poukładać siebie. A oprócz tego na czytanie, oglądanie filmów, słuchanie muzyki, taki standardowy zestaw. Śpiewam, gram na bębnach, eksperymentuję w kuchni, spędzam czas z przyjaciółmi, rodziną, moim mężczyzną i naszymi kotami. A czasem po prostu robię sobie „dzień leniwca”.

 

      Agata Janik: Młodzi aktorzy, choć nie tylko - zdarza się to również uznanym, dojrzałym artystom - chętnie garną się do grania w serialach. Czy porzuciłabyś teatr dla zagrania w „tasiemcu”?

 

      Uważam, że to sposób na finansowe zabezpieczenie, ale w polskich warunkach estetyka serialowa jest w przeważającej mierze przerażająca. Poza tym daje możliwość medialnej popularności, ale często obarczonej serialową „metką”. A tego bym z całą świadomością chciała uniknąć. Z pewnością, jako doświadczenie tego typu jak np. praca z kamerą i tryb pracy zupełnie innym niż w teatrze, byłoby ciekawe, ale najważniejszym torem drogi zawodowej, którą wybrałam, jest teatr z jego specyfiką i energią. I nigdy nie byłaby możliwa alternatywa: teatr czy serial. Taki wybór po prostu nie istnieje.   

 

      Agata Janik: Czym dla ciebie są nagrody przyznawane przez publiczność? Cenisz je sobie?

 

     Nagrody przyznawane przez publiczność są w pewien sposób sprawdzianem, jak moja praca jest odbierana przez widzów, czyli jak sprawdza się w kontakcie z docelowym odbiorcą. Jednak teatr jest niezwykle subiektywna materią, trudną w ocenie. Z tego względu nie można traktować takich plebiscytów jako wyznacznika własnej wartości i jakości zawodowej. Czy je cenię? Oczywiście, ale na pewno staram się zachować bezpieczny dystans, żeby nie poczuć się jak na egzaminie (śmiech).

 

link do artykułu:

 

 

http://www.portel.pl/artykul.php3?i=35071

wywiady/ portel.pl

bottom of page